Po zamknięciu etapu papierologii, który notabene trwał w naszym przypadku prawie rok, zaprosiliśmy na naszą działkę geodetę.
Pan zawitał, wymierzył i zabrał się za wytyczanie fundamentów. Po całym dniu walki z listewkami oto co powstało:
A to ja na nowoczesnym ekofotelu zbudowanym z trzech starych opon.
Moje pierwsze spojrzenie i od razu panika. To co powstało wydawało mi się komicznie małe. Uznałam że geodeta na pewno coś pokręcił. Pewnie jakaś pomyłka i w ogóle gwałtu rety, niech przyjdzie to naprawić i oznaczy mi ładny domek. Jeszcze mój mąż dolał oliwy do ognia mówiąc że fundamenty zaczną kopać na około 1m czy tam 0,5m od tego deskowania. Załamka. Gdzie ja bedę mieszkać?!
Na szczęście po złapaniu kilku oddechów, przejaśniło mi się odrobinę w głowie i opanowawszy emocje postanowiłam poczekać na to co z tego wyrośnie. Jakoś mając wszystko na papierze kompletnie nie potrafiłam odnieść tego do rzeczywistych wymiarów.
Czy wy też przeżyliście takie chwile grozy? ;)